środa, 16 marca 2016

JAK BYĆ CHUJOWYM RODZICEM. Przepraszam za przekleństwa, ale byłam złohumorna.

       Ten post powstał pod natchnieniem po wizycie w "Smyku" i po licznych obserwacjach i wtrynianiu nosa w życie innych.
       W hołdzie fajnym rodzicom. I paniom z nosidełkami żeby dzidzie były bliżej serca.

   
     Witam serdecznie w kolejnym odcinku! Dzisiaj w programie coś specjalnego dla Ojców Prokreatorów i Matek Rozrodczyń! Mały poradnik "Jak być Chujowym Rodzicem" napisany przez Matkę Polkę Bezdzietną. Więc może i lecieć tutaj brakiem pokory i "askądtynibywieszcokolwieknatentemat-lizmem" aaaale oczy każdy ma i Matka Polka Dzietna z którą odbyła się konsultacja weryfikująca spostrzeżenia potwierdziła newsy w 100%. Sędzia Anna Maria Wesołowska zatwierdziła i nie zgłosiła do prokuratury. Mama Muminka uścisnęła autorce dłoń na znak aprobaty. Formalności dopełniono. Lećmy więc, bo tu nie Tupolew.




1.
Po pierwsze primo uno grande, aby być chujowym rodzicem nawet nie musisz być! Zostaw dziecko tuż po urodzeniu, albo trochę później żeby miało traumę porzucenia. Jak coś robić to porządnie i z pełnym pakietem. A nawet jeśli zdecydujesz się dziecko zachować, to wciąż masz szansę nie być! Zostawiaj dziecko od 7 do 18 w szkole i świetlicy a potem wysyłaj na zajęcia pozalekcyjne. Gdy wróci do domu po lekcji rysunku, szydełkowania i gry na organach kościelnych będzie już 22 więc lulu! Zero styku z dzieckiem przez calutki dzień! Pamiętaj, że jako bonus zawsze możesz zasłonić się usprawiedliwieniem, że wychowujesz niezależnego i samodzielnego młodzieńca! Wtedy nawet niektórzy zaczną cię podziwiać! A to sprytny rodzic! Czy może być piękniej w tej chujowości?

2. Dominuj! Dziecko nie jest twoim przyjacielem i partnerem. Zbudowało wieżę z klocków i jest mega dumne? Strąć ją ze stołu i zbuduj większą! Tyś jest samiec alfa! Dziecko to Paproch. Wzbudzaj w nim poczucie niedoskonałości. Niech wie, że choćby bardzo się starał zawsze będzie słabszy niż ktoś inny. Kto wie? Może nawet tak się schowa w sobie, że nie będzie wychodził z domu, wpadnie w depreche i będzie na miejscu 28 godzin na dobę. Nareszcie zawsze będzie na chacie ktoś kto poda ci piwo i otworzy kurierowi żebyś nie musiał wstawać z kanapy (na której swoją drogą siedzisz piękniej i zgrabniej niż dziecko. I dotykasz stopami podłogi. Bo możesz, bo twoje ciało jest dłuższe i lepsze!).

3. Bądź hipokrytą! Chcąc wpoić dziecku, że picie i palenie są fe, do umarcia od tego i wgl - sam pij tak ażeby wątroba ci spuchła jak alergikowi wargi po truskawkach. Pal tak żeby połowa smogu nad Krakowem to była twoja zasługa! Wszystko to rób na oczach dziecka. To wybitne zagranie da ci DOUBLE POINT w chujowym rodzicielstwie. Bo oprócz totalnego braku autorytetu w oczach dziecka, ono będzie się jeszcze dodatkowo martwiło o twoje zdrowie i o to czy jego stary nie wykituje przed pięćdziesiątką, zostawiając malucha bez kogoś komu można dać całusa na Dzień Ojca. Niech jego malutka pikawa kier, będzie biła, niczym Yurokris Gamboa,  milion razy na minutę, malując Himalaje na EKG. Pomęczyć dzieciaka stresem! Wrzody żołądka w wieku przedszkolęcym są bardzo rzadkie! Niech twoje dziecko będzie wyjątkowe!

4. Nie miej czasu na rozmowę z dzieckiem. Po odpowiedzi do najprostszych i najtrudniejszych pytań odsyłaj do Ojca Google. Niech sobie wygoogluje kiedy dziadek ma urodziny, co będzie na obiad, czy Bóg istnieje, albo co zrobić jeśli Zosia z pierwszej "A" mu się podoba.

5.
Nie mów za często "kocham cię" i nie przytulaj! Stanie się to zbyt oczywiste i dziecko przestanie się starać by zasłużyć na twoją miłość. Pożegnaj się wtedy z zegarkiem na urodziny, a witaj czekolado z Biedry za zetke pisiont. Niech dzieciak nie będzie pewien czy kochasz go bezwarunkowo. Dorastanie jest łatwe, więc trochę niepewności więcej będzie fajnym urozmaiceniem dla samego dziecka. Dzieci lubią łamigłówki!

6. Przelewaj na dziecko swoje ambicje! Nie zostałaś sławną aktorką? Nic to! Twoja córka zostanie! Jeszcze będzie na pudelku na głównej. Nawet przed nowymi zdjęciami pupy Kim Kardashian! Tylko pamiętaj żeby nie nazwać córki Ola albo Ania. Imię nie może być synonimem słowa "Cebula". Nazwij przyszłą gwiazdę "Trudnych Spraw" Annabel, Marylin albo Britney! Nikt nie może się dowiedzieć, że jest z Polski. To nie przystoi karierze. Nie ważne, że Annabel ma na nazwisko Ześląska i przynosi na casting zgodę na udział z podpisem Ojca Janusza. Postaraj się żeby spędziła jedną noc u pijącej cydr ciotki z bloku na Pradze. Będzie mogła w prasie kiedyś opowiedzieć, że wychowała się na blokowiskach w patologicznym otoczeniu. To fajna historia dla prasy.
Rzecz jasna wywieraj presję na córce by została tą cholerną aktorką i nie mówiła "om" zamiast "ą" na końcu, bo inaczej do kąta i klęczeć na grochu!

7. Dziecko powinno być twoim celem w życiu. Jeśli jesteś nieszczęśliwa w samotności, nie masz w życiu celu - zrób sobie dziecko! Idealnie! Będziesz mogła poświęcić mu 100% uwagi i wychować na człowieka bez pasji, bez żądzy przygód i bez marzeń! Takim dobrym wzorcem będziesz! Smuć się jeśli dziecko nie spełni twoich oczekiwań i zacznie wychodzić z przyjaciółmi, a ty znowu zostaniesz sama bez swojego celu w życiu, bo cel właśnie siedzi w kinie i zażera naczosy.
Nie zapomnij dodać do CV w "osiągnięciach" - "zrobienie dziecka".

8. Zawłaszczaj! Daj dziecku obrożę z nazwiskiem i adresem zwrotu. Używaj sformułowań "posiadam Pawełka", "Moja Zofia". To twoja własność. Stempluj przynależność, a na tyłku wytatuuj mu swój podpis. Przypominaj dziecku, że jest ci winne życie. Nie powinno podejmować żadnych decyzji bez twojej zgody i aprobaty. Neguj jego wybory partnera, studiów i butów na połowinki. To ty powinnaś zdecydować! Jego dusza też jest twoja! Prowadź na smyczy do spowiedzi i każ wypisywać markerem permanentnym "K+M+B" na Trzech Króli. Rób mu wtedy zdjęcie i wrzuć na fejsa z podpisem "Mój mały katolik. - so proud ;____; ". A jeśli dzieciak zacznie nucić "Hare Kryszna" przy*eb mu Biblią, aż mu się zeszłoroczną święconką odbije. Fajnie by w sumie było połączyć ten podpunkt z punktem trzecim. Bądź hipokrytką i nie wiedz nic o swojej religii! Po prostu żryj mazurka na Wielkanoc i zasuwaj co niedziela do kościoła, a na tacę wrzucaj najwięcej i to w $.

9. Wjeżdżaj z wózkiem na jezdnię na pełnej ku*wie jak Kubica na tor! Jeśli jest czerwone światło - wysuń wózek na ulicę, a sama stój na chodniku. Bądź tego totalnie nieświadoma i gap się w telefon patrząc ile osób lajknęło twój post "spacerek z małą". W końcu jezdnia jest dla pojazdów, a czymże innym jest wózek? Poza tym trochę adrenalinki nie czyni cię złą matką a jednynie Bear'ą Gryllsą. Taki prawda miejski survival.

10. Wkurzaj się na dziecko kiedy wracasz z pracy, a ono chce się z tobą bawić. Krzycz na niego, że cały dzień na niego harowałeś, bo go kochasz. Denerwuj się, że nie chce dać ci spokoju, bo też cię kocha i chce iść z tobą na lody albo pograć w Icy Tower na dwóch graczy. Powiedz mu że jest rozkapryszone i niewdzięczne. Obraź się i idź spędzić czas samotnie. Na święta z tej zarobionej kasy daj mu rowerek i wkurzaj się że na nim nie jeździ. Bo on to robi ze złośliwości. Bo przecież nie dlatego, że nienawidzi rowerków, bo kiedyś ktoś mu włożył patyk między szprychy, albo krzyknął "HAMUJ LEWYM!" jak zjeżdżał z górki. Ale ty o tym nie wiesz. Bo siedzisz w pracy i nie znasz syna.

11. Spełniaj wszystkie zachcianki dziecka! Jak wydrze japę na środku miasta o lizaka, to kup natychmiast, bo "coludziepomyślą". Niech nie przynosi wstydu. Kiedy dzieciaki podrosną wmawiaj sobie, że wciąż nie są zdolne do obsługi chleba czy pralki. Rób kanapeczki i odkrawaj skórki. Bo to takie rozkoszne, że twój trzydziestolatek cię tak kocha, a tym tępym nożem do smarowania mógłby...hmm...właściwie nic by sobie nie mógł tym zrobić. Co najwyżej zobaczyć swoje odbicie i zalać się łzami nad swoim licem nieudacznika i mamisynka. Pierz dorosłej córce gacie! Wmawiaj sobie, że wciąż jest twoją Małą Misią, Kasinką czy innym Ucipuci. Wypieraj fakt krwi od okresu na gaciach i wkręcaj sobie, że to od zacięcia krocza suwakiem w spodniach.

13. Wciągaj dziecko we wszystkie kłótnie między tobą, a partnerem! Każ dziecku rozstrzygać czy to matka idiotka rozwaliła lusterko o drzewo, czy wpadł na nie rowerzysta. Opowiadaj dziecku podejrzenia, że matka oglądała się za dupami na dziale z nabiałem w Tesco. Matka z kolei niech krzyczy do ojca i bije go patelnią na oczach dziecka że "przez te jego oglądanie Terminatora, uczy dziecko agresji!". Podważajcie swoje autorytety. Jeśli matka zabrania iść na dyskoteke do dwudziestej drugiej, niech ojciec na przekór pozwoli! Jeśli ojciec nie chce dać "dyszki na KFC" matka niech sypnie chajsem i życzy "Bon appetit!"




PEACE <3

środa, 17 lutego 2016

ŁAZĘGA 2015 - cz.1 odc.3

16 VII 2015

    Lądujemy ok 5 rano w Abu Dhabi. Lecieliśmy tak cichutko, gładziutko, miło i rozkosznie delikatnie, że nie zauważyłam nawet, jak szybko czas leci i jak prędko zbliżamy się do końca lotu. W związku z zaistniałymi okolicznościami, przeżywam mikro zawał, a tętno skacze mi wzwyż niczym Lićwinko na Mistrzostwach Polski w 2015, gdy gasną silniki, a ja wybudzająca się właśnie z drzemki i nieświadoma zaistniałego, w czasie mej mentalnej nieobecności, lądowania, wnioskuję natychmiast awarię silników. Tymczasem to tylko awaria mojego mózgu w połączeniu z umiejętnościami "wysokich lotów" naszego pilota. Najwyraźniej rok na studiach aktorskich już zdążył zrobić ze mnie Drama Queen.

       Lotnisko w Abu Dhabi wygląda od środka jak ul. Gigantyczne sklepienie a'la "plastry miodu" widziane oczyma delikwenta nafaszerowanego kilogramową dawką LSD. Dodając, do fantazji architekta-ćpuna, mój Jet Lag, odwodnienie i brak snu - halucynacje i projektornia w głowie godna Salvadora Dali gotowa. Gdybym tylko w tej chwili posiadała pędzel i talent, to trzasnęłabym takie malowidło, o które MoMA by błagało i skomlało niczym weganin o raw ciasteczko z chia. A koneserzy "sztuki" - kąpiący się w kawie ze Starbucksa, nitkujący zęby włosem dziewicy, poprzedzający każdą swoją wypowiedź podkręceniem wąsa i poprawą binokli - biliby się w kisielu o me dzieło na aukcji! No ale tego...talent...i energia...i brak wymówek...






      Na lotnisku mam pięciogodzinny tranzyt. Wokół lotniska tylko pustynia i upał. Do miasta, w którym jest bogactwo, elegancja, arabski modernizm i jeszcze większy upał, jest za daleko, by w niecałe pięć godzin, zrobić coś więcej, niż dojechać i przesiąść się w autobus powrotny. Zwłaszcza, że z moimi skillami nawigowania w terenie, pewnie skończyłoby sie to na tym, że próbując znaleźć  wyjście z lotniska zaglądałabym po prostu do kolejnych toalet i wgl bym z portu nie wyszła. Postanawiam więc zostać na lotnisku (które nota bene jest wielkości miasta) i je obejrzeć. Kusi mnie, aby zajść do lotniskowego SPA na masaż. Przetestować renomę lotniskowych masażystek uchodzących za najlepsze na świecie. Ale to może pic na wodę i iluzja. Bo patrząc na mój obecny stan cielesny, po 12 godzinnym locie, w pozycji "na błyskawicę", moje mięśnie są tak spięte i sztywne, że moje ciało przyjęłoby każdą formę dotyku za najlepszy masaż na świecie niosący niewymierną ulgę. Prawdopodobnie nawet zderzenie ze ścianą uznałabym aktualnie za masaż światowej klasy. Tak czy siak na masaż nie zaszłam, gdyż najpierw musiałabym zajść do kilku banków szwajcarskich po kredyty, ponieważ domniemana jakość  zabiegów idzie w parze z całkowicie NIE domniemaną ceną.

          Nigdy nie zrozumiem, dlaczego mnóstwo kobiet podróżuje na szpilkach, w sukience i pełnym makijażu. Ja stojąc w dresach i koczku w stylu "na cebulę", dostaję szału, że ściągacze w nogawkach rolują mi skarpety, a okruchy po ciastkach, które wleciały za mą obszerną bluzę, nie chcą wylecieć i drapią mnie w cycki. Zastanawiam sié nad pobudkami zachowań owych kobiet. Rozumiem jeśli owe Panie szukają męża wśród spoconych mężczyzn ze stoperami w uszach i ziejących darmowym winem pokładowym. Bądź jeśli próbują doznać jakiegoś katharsis poprzez narzucanie sobie pokuty w postaci szpilek pod kolor przyszłych żylaków i make up'u pozwalającego na oddychanie skóry godne hm...cegły. Jeśli jednak nie rozchodzi się o którykolwiek z powyższych punktów, to naprawdę, mamy między sobą mentalny mur godny berlińskiego. Tylko bardziej obsikany przez psy. Koniec metafory. Koniec wpisu. Koniec zakończeń.


niedziela, 10 stycznia 2016

ŁAZĘGA 2015 - cz.1 odc.2

15 VII 2015

   
Wylądowaliśmy. Nikt nie klaszcze. Jako jedyna Polka na pokładzie, postanawiam zapuścić trochę polskiego folkloru i tradycji, więc ukradkiem pacam "brawo brawo" dwa razy na boku. Ciało wywiezione na obczyznę, ale w moich dłoniach ojczyzna ma swoją wieczną ostoję. Nawet z wierzchu dłonie mam opalone na czerwono, a po wewnętrznej stronie zachowany biały koloryt. Na flagę. Patriotyczne łapiszcze.

     Na lotnisku w informacji pytam o najtańsze połączenie z centrum Rzymu. Rzekomo taksą za 15 eurasów. Cytując klasyka - "NO CHYBA NIE.". Dziękuję uśmiechem, sztucznym jak cycki Dody i idę 5 metrów dalej, gdzie uprzejma Pani Miejscowa informuje mnie o autobusie za 4 eurasy do samego centrum, pod najlepszą bude z lodami. Ograniczony budżet i upał, jak w kotłowni u Szatana, są wystarczającymi argumentami opowiadającymi się za tą opcją.

     Centrum. Parafrazując - Gladiatorów nie ma, ale też jest przystojnie. Po przyjeździe do stolicy, wita mnie widok gwardzistów, którzy pomagali rozwijać wyobraźnię w swoim mieście. Głównie u części kobiecej.

     Z braku własnych marzeń, bo obecnie wszystkie spełniam na bieżąco, postanawiam pożyć chwilę marzeniami mojej siostry. Nie wymaga to wiele wysiłku, bo ogranicza się głównie do romantyzmu, siedzenia i picia. Kotwiczę więc, niczym uraz psychiczny w umyśle dziecka, które weszło przypadkiem do sypialni rodziców podczas wiadomej sytuacji, w sympatycznej kawiarence w wąskiej uliczce i zamawiam espresso kontemplując widoki. Jeśli chcesz sobie o 9 rano posiedzieć i po prostu się pogapić totalnie nic nie robiąc - rzymska kawiarenka z ogródkiem, to idealne miejsce. Tyle, że gdyby nie chęć spróbowania wcielenia się w wymarzone życie mojej siostry, to bym espresso nie zamawiała. Nienawidzę espresso. Mały, gorzki łyk po którym beka ci się plantacją i drewnem. Ale Alicjo...TWOJE ZDROWIE! <wznosi naparstek z uszkiem> Twoje...Ja jak przystało na wewnętrzną staruszkę, odchoruję swoje zgagą i parskaniem, a przez resztę dnia pociumkam zęby aby wyciumkać osad smaku bagien.
   
     Po fakcie muszę spokornieć. Okazało się, że kawka kawce nie równa. To nie to, że ja espresso nie lubiłam. Po prostu nie wiedziałam, że istnieje DOBRE espresso. Tylko dotychczas dawałam sobie wciskać rozcieńczony shit. Obiecuję sobie już nigdy nie być żukiem gnojarzem, szanować się i zamawiam drugie espresso.

     Przy stoliku obok siedzi facet idealnie ze sobą współgrający. Człowiek Harmonia. Założę się, że to jeden z tych ludzi, którzy budzą się o pełnej godzinie, codziennie o tej samej porze, bez budzika i sypiają w szlafmycy a'la Ebenezer Scrooge. Ochrzciłam go w myślach Pan Mokka-syn. Ale nie tak z dupy i bez powodu lecz dlatego, iż sączy mokke, wymachuje stopami odzianymi w klasyczne mokasyny we wzorek wężowy oraz wykrzykuje do telefonu "No! Tell your mother (...)!" przez co wywnioskowałam, że rozmowa z synem po drugiej stronie miała tu miejsce. Pierwszy raz spotkałam się z człowiekiem, którego obuwie tak idealnie pasowało do jego zajęć i upodobań.