Lądujemy ok 5 rano w Abu Dhabi. Lecieliśmy tak cichutko, gładziutko, miło i rozkosznie delikatnie, że nie zauważyłam nawet, jak szybko czas leci i jak prędko zbliżamy się do końca lotu. W związku z zaistniałymi okolicznościami, przeżywam mikro zawał, a tętno skacze mi wzwyż niczym Lićwinko na Mistrzostwach Polski w 2015, gdy gasną silniki, a ja wybudzająca się właśnie z drzemki i nieświadoma zaistniałego, w czasie mej mentalnej nieobecności, lądowania, wnioskuję natychmiast awarię silników. Tymczasem to tylko awaria mojego mózgu w połączeniu z umiejętnościami "wysokich lotów" naszego pilota. Najwyraźniej rok na studiach aktorskich już zdążył zrobić ze mnie Drama Queen.
Lotnisko w Abu Dhabi wygląda od środka jak ul. Gigantyczne sklepienie a'la "plastry miodu" widziane oczyma delikwenta nafaszerowanego kilogramową dawką LSD. Dodając, do fantazji architekta-ćpuna, mój Jet Lag, odwodnienie i brak snu - halucynacje i projektornia w głowie godna Salvadora Dali gotowa. Gdybym tylko w tej chwili posiadała pędzel i talent, to trzasnęłabym takie malowidło, o które MoMA by błagało i skomlało niczym weganin o raw ciasteczko z chia. A koneserzy "sztuki" - kąpiący się w kawie ze Starbucksa, nitkujący zęby włosem dziewicy, poprzedzający każdą swoją wypowiedź podkręceniem wąsa i poprawą binokli - biliby się w kisielu o me dzieło na aukcji! No ale tego...talent...i energia...i brak wymówek...
Nigdy nie zrozumiem, dlaczego mnóstwo kobiet podróżuje na szpilkach, w sukience i pełnym makijażu. Ja stojąc w dresach i koczku w stylu "na cebulę", dostaję szału, że ściągacze w nogawkach rolują mi skarpety, a okruchy po ciastkach, które wleciały za mą obszerną bluzę, nie chcą wylecieć i drapią mnie w cycki. Zastanawiam sié nad pobudkami zachowań owych kobiet. Rozumiem jeśli owe Panie szukają męża wśród spoconych mężczyzn ze stoperami w uszach i ziejących darmowym winem pokładowym. Bądź jeśli próbują doznać jakiegoś katharsis poprzez narzucanie sobie pokuty w postaci szpilek pod kolor przyszłych żylaków i make up'u pozwalającego na oddychanie skóry godne hm...cegły. Jeśli jednak nie rozchodzi się o którykolwiek z powyższych punktów, to naprawdę, mamy między sobą mentalny mur godny berlińskiego. Tylko bardziej obsikany przez psy. Koniec metafory. Koniec wpisu. Koniec zakończeń.