niedziela, 10 stycznia 2016

ŁAZĘGA 2015 - cz.1 odc.2

15 VII 2015

   
Wylądowaliśmy. Nikt nie klaszcze. Jako jedyna Polka na pokładzie, postanawiam zapuścić trochę polskiego folkloru i tradycji, więc ukradkiem pacam "brawo brawo" dwa razy na boku. Ciało wywiezione na obczyznę, ale w moich dłoniach ojczyzna ma swoją wieczną ostoję. Nawet z wierzchu dłonie mam opalone na czerwono, a po wewnętrznej stronie zachowany biały koloryt. Na flagę. Patriotyczne łapiszcze.

     Na lotnisku w informacji pytam o najtańsze połączenie z centrum Rzymu. Rzekomo taksą za 15 eurasów. Cytując klasyka - "NO CHYBA NIE.". Dziękuję uśmiechem, sztucznym jak cycki Dody i idę 5 metrów dalej, gdzie uprzejma Pani Miejscowa informuje mnie o autobusie za 4 eurasy do samego centrum, pod najlepszą bude z lodami. Ograniczony budżet i upał, jak w kotłowni u Szatana, są wystarczającymi argumentami opowiadającymi się za tą opcją.

     Centrum. Parafrazując - Gladiatorów nie ma, ale też jest przystojnie. Po przyjeździe do stolicy, wita mnie widok gwardzistów, którzy pomagali rozwijać wyobraźnię w swoim mieście. Głównie u części kobiecej.

     Z braku własnych marzeń, bo obecnie wszystkie spełniam na bieżąco, postanawiam pożyć chwilę marzeniami mojej siostry. Nie wymaga to wiele wysiłku, bo ogranicza się głównie do romantyzmu, siedzenia i picia. Kotwiczę więc, niczym uraz psychiczny w umyśle dziecka, które weszło przypadkiem do sypialni rodziców podczas wiadomej sytuacji, w sympatycznej kawiarence w wąskiej uliczce i zamawiam espresso kontemplując widoki. Jeśli chcesz sobie o 9 rano posiedzieć i po prostu się pogapić totalnie nic nie robiąc - rzymska kawiarenka z ogródkiem, to idealne miejsce. Tyle, że gdyby nie chęć spróbowania wcielenia się w wymarzone życie mojej siostry, to bym espresso nie zamawiała. Nienawidzę espresso. Mały, gorzki łyk po którym beka ci się plantacją i drewnem. Ale Alicjo...TWOJE ZDROWIE! <wznosi naparstek z uszkiem> Twoje...Ja jak przystało na wewnętrzną staruszkę, odchoruję swoje zgagą i parskaniem, a przez resztę dnia pociumkam zęby aby wyciumkać osad smaku bagien.
   
     Po fakcie muszę spokornieć. Okazało się, że kawka kawce nie równa. To nie to, że ja espresso nie lubiłam. Po prostu nie wiedziałam, że istnieje DOBRE espresso. Tylko dotychczas dawałam sobie wciskać rozcieńczony shit. Obiecuję sobie już nigdy nie być żukiem gnojarzem, szanować się i zamawiam drugie espresso.

     Przy stoliku obok siedzi facet idealnie ze sobą współgrający. Człowiek Harmonia. Założę się, że to jeden z tych ludzi, którzy budzą się o pełnej godzinie, codziennie o tej samej porze, bez budzika i sypiają w szlafmycy a'la Ebenezer Scrooge. Ochrzciłam go w myślach Pan Mokka-syn. Ale nie tak z dupy i bez powodu lecz dlatego, iż sączy mokke, wymachuje stopami odzianymi w klasyczne mokasyny we wzorek wężowy oraz wykrzykuje do telefonu "No! Tell your mother (...)!" przez co wywnioskowałam, że rozmowa z synem po drugiej stronie miała tu miejsce. Pierwszy raz spotkałam się z człowiekiem, którego obuwie tak idealnie pasowało do jego zajęć i upodobań.